Album "Sieradzka księga pokoleń : Sieradz w XX wieku w fotografii" red. Ryszard Sierociński

 

5 Rzeczy o starych zdjęciach, które Cię zaskoczą. Czego uczy nas album z Sieradza?

Przesuwamy palcem po ekranie smartfona, kolekcjonując setki, a nawet tysiące cyfrowych obrazów. Fotografujemy wszystko: jedzenie, zachody słońca, codzienne chwile. Zdjęcia stały się natychmiastowe, ulotne i niemal nieskończone. W tej obfitości obrazów, które zapełniają nasze cyfrowe chmury, łatwo zapomnieć, że fotografia była kiedyś rzadkim, pracochłonnym i niemal magicznym procesem. Jednak w tej cyfrowej powodzi tracimy coś fundamentalnego: materialność obrazu i świadomość wagi każdego ujęcia.

Stare fotografie, takie jak te zebrane w niezwykłym albumie "Sieradzka księga pokoleń", są jak wehikuł czasu. Pozwalają nie tylko zobaczyć, jak wyglądały ulice, domy i ludzie ponad sto lat temu, ale przede wszystkim uczą nas patrzeć na zdjęcia w zupełnie nowy, głębszy sposób. Odkrywają przed nami świat, w którym każdy kadr był przemyślany, a każda odbitka była cennym artefaktem.

Ten artykuł zabierze Cię w podróż do korzeni fotografii, odkrywając pięć zaskakujących faktów i refleksji inspirowanych jej historią i niezwykłymi związkami z Polską. Zobaczysz, że za pożółkłymi kartonikami kryją się nie tylko wspomnienia, ale także historie o innowacji, patriotyzmie i niezwykłym kunszcie.


1. Polscy pionierzy, o których nie uczą w szkole.

Często myślimy o fotografii jako o wynalazku francuskim lub angielskim, zapominając, że Polacy od samego początku mieli w jej rozwój ogromny i niedoceniany wkład. Byli wśród nich wynalazcy, podróżnicy i naukowcy, których osiągnięcia wyprzedzały epokę. Warszawski fotograf Konrad Brandel zrewolucjonizował reportaż swoim „fotorewolwerem” z 1883 roku, uwalniając fotografię z okowów statywu. Naukowiec Henryk Arctowski, zmagając się z ekstremalnymi warunkami polarnymi, skonstruował niezbędny światłomierz, podczas gdy Justynian Kozłowski uwieczniał na kliszach monumentalną budowę Kanału Sueskiego, tworząc bezcenną dokumentację inżynieryjnego cudu epoki.

Znaczenie polskich osiągnięć zostało dobitnie podkreślone przez amerykańskich historyków i krytyków w 1979 roku, po pierwszej wielkiej wystawie historycznej fotografii polskiej w USA. Ich opinia mówi sama za siebie:

...od tej chwili historię fotografii światowej należało by napisać na nowo z uwzględnieniem osiągnięć polskich w tej dziedzinie od samego zarania.

2. Zdjęcie jako akt oskarżenia: fotografia w służbie patriotyzmu.

Fotografia to nie tylko sztuka i pamiątka. W odpowiednich rękach może stać się potężnym narzędziem politycznym i dokumentem zbrodni. Dramatyczne wydarzenia z Warszawy z 25 lutego 1861 roku pokazały to z niezwykłą mocą. Tego dnia podczas patriotycznej manifestacji carskie wojsko otworzyło ogień do bezbronnego tłumu.

Ciała pięciu poległych zaniesiono do pobliskiego atelier znanego fotografa, Karola Beyera. Ułożył je tak, by widoczne były śmiertelne rany, a następnie wykonał zdjęcia. Wśród ofiar znalazł się cały przekrój społeczny narodu: czeladnik krawiecki, uczeń gimnazjalny, robotnik i dwóch ziemian. Ten fakt nadał fotografii jeszcze głębszy, symboliczny wymiar, ukazując jedność Polaków w obliczu tyranii. Były to prawdopodobnie jedne z pierwszych w historii fotografii obrazy, które z premedytacją dokumentowały zbrodnię polityczną. Odbitki powielono w tysiącach egzemplarzy i rozprowadzono po całym kraju. W czasach zaborów stały się one manifestem, aktem oskarżenia przeciwko zaborcy i symbolem narodowego oporu. Posiadanie ich było „swoistą legitymacją patriotyczną”.

3. 60 kilo sprzętu: prawdziwe oblicze pracy dawnego fotografa.

Dziś, by zrobić zdjęcie w plenerze, wystarczy wyjąć z kieszeni telefon. Dla pionierów fotografii była to prawdziwa wyprawa logistyczna, wymagająca siły, cierpliwości i ogromnej wiedzy technicznej. Waga ekwipunku, jaki musieli ze sobą zabierać, jest dziś trudna do wyobrażenia.

„Minimalna waga wyposażenia, które musiał zabrać fotograf, by wykonać w terenie 12 zdjęć wynosiła 60 kg przy stosowaniu techniki kolodionu mokrego...”

Ograniczenia techniczne miały bezpośredni wpływ na estetykę dawnych zdjęć. Niska czułość szklanych negatywów i długi czas naświetlania sprawiały, że każdy ruch fotografowanego obiektu – przechodnia na ulicy, powozu czy kołyszącego się na wietrze drzewa – skutkował rozmytym, „poruszonym” obrazem. Początkowo uznawano to za błąd techniczny i niedoskonałość. Dziś te smugi i zjawy na starych kliszach postrzegamy jako część ich nieodpartego uroku, świadectwo upływającego czasu, który aparat zdołał uchwycić.

4. Z małego Sieradza na salony Europy: zapomniany mistrz.

Historia polskiej fotografii pełna jest wybitnych postaci, które zasługują na pamięć. Jedną z nich był Maksymilian Fajans, urodzony w 1825 roku w Sieradzu jako syn sieradzkiego kupca żydowskiego pochodzenia. Choć pochodził z niewielkiego miasta, jego talent i ambicja zaprowadziły go na sam szczyt. Kształcił się w Paryżu u najlepszych mistrzów litografii, by po powrocie do Warszawy otworzyć jeden z najbardziej prestiżowych zakładów artystycznych w kraju.

Fajans był artystą wszechstronnym – tworzył portrety, zdjęcia plenerowe, a także mistrzowskie reprodukcje dzieł sztuki. Jego kunszt był tak wielki, że już po dwóch latach działalności stawiano go na równi z Karolem Beyerem, uznawanym za absolutnego mistrza. Zdobywał nagrody na międzynarodowych wystawach w Berlinie i Wiedniu. Mimo że całe zawodowe życie związał z Warszawą, do dziś historyków nurtuje pytanie: czy kiedykolwiek fotografował swoje rodzinne miasto? Jeśli tak, to czy te szklane negatywy przetrwały próbę czasu? Ta nierozwiązana zagadka dodaje jego biografii aury tajemniczości.

5. Dlaczego pożółkłe odbitki poruszają nas bardziej niż pliki cyfrowe?

Siła starych fotografii tkwi w ich fizyczności – w byciu przedmiotem, który przeszedł własną podróż w czasie. To właśnie materialne ślady tej podróży budzą emocje, jakich nie jest w stanie wywołać nieskazitelny cyfrowy plik. Dlaczego dotyk pożółkłego kartonika wywołuje w nas uczucia, których nie wzbudzi idealnie ostry obraz na ekranie monitora? Odpowiedź leży w ich materialności i niepowtarzalności.

Są prawdziwsze od naszych, cyfrowych. Bywają upstrzone plamami, tyle w nich zadrapań czy paprochów, mają czasami oderwany róg, zagniecenia, widać niekiedy na nich kaligrafowane napisy. Są wyjątkowe, każda odbitka tego samego negatywu jest inna i każda ma swoją, niepowtarzalną historię. Prawdziwą.

Te fizyczne ślady czasu – zagniecenia, plamy, odciski palców naszych przodków – łączą nas z przeszłością w sposób namacalny. Sprawiają, że obraz staje się czymś więcej niż tylko wizualną reprezentacją. Staje się relikwią, świadkiem minionych zdarzeń. Tę magiczną aurę starych fotografii doskonale ujął poeta Henryk Pawłowski:

"trzy pokolenia kilka wojen powstań pożarów oraz przypadek stworzyły historię świata i za świata w której wszyscy prawdziwi choć upozowani"


Stare fotografie uczą nas, że zdjęcie to coś znacznie więcej niż tylko obraz. To dokument historii, dzieło sztuki, dowód zbrodni, a przede wszystkim namacalny artefakt z własną, unikalną biografią. Każdy kadr był kiedyś wynikiem ogromnego wysiłku, wiedzy i artystycznej wrażliwości. Każda zachowana odbitka jest małym cudem, który przetrwał wojny, pożary i zwykłą ludzką niepamięć.

Gdy następnym razem przewiniesz setki zdjęć w telefonie, zatrzymaj się na chwilę i zadaj sobie pytanie: która z tych fotografii opowie historię za sto lat?

Komentarze

Popularne posty